I tyle. Można by tekst Tomasza Żuradzkiego wyrzucić na śmietnik, gdyby nie dziwna moc szarlatanów w nauce XXI wieku. Pojawiają się zastanawiająco często niesamowite teorie, albo eksperymenty naukowe, wzbudzające podziw i entuzjazm całego świata i rozpadające się za moment, jak domki z kart, topiąc się we wstydzie i śmieszności. Wielu uczonych dorabiaja się kompromitujących wyróżnień, a nawet trafia za kratki. A różne pseudonauki i pseudouczeni kwitną sobie tu i tam, nawet na najlepszych uniwersytetach, czasem nawet bujniej od prawdziwej nauki. Uczeni częściej pokładają się ze śmiechu, zderzając się z różnymi idiotyzmami, nie sprzeciwią się jednak zbyt ostro. To jest konieczny koszt wolności twórczej w nauce. To jest oczywiste.
Problem tkwi w odróżnianiu idiotyzmu od prawdziwej nauki. Pojawia się pytanie, czy cywilizacja XXI wieku nauczyła się już korzystać z dorobku bardzo szybko rozwijającej się nauki. Odpowiedź na to pytanie jest niestety negatywna.
Najniebezpieczniejszymi odbiorcami idiotyzmów współczesnej nauki są politycy i przepełnione najlepszymi zamiarami starsze panie. Nieumiejętne posługiwanie się najcenniejszym narzędziem, jakim dysponuje człowiek, jest dzisiaj największym zagrożeniem cywilizacyjnym. Nauka jest jak wielka moc czarów w rękach rozszalałego ucznia czarnoksiężnika.
Cytowałem kilkanaście dni temu Wiliama Easterly, od 17 lat uznanego analityka Banku Światowego, opowiadającego o szarlatanach ekonomii światowej, którzy przy bliższym obejrzeniu okazują się być „mafią” spryciarzy, wyspecjalizowanych w wyłudzaniu ogromnych pieniędzy z różnych państwowych budżetów. Wiliam Easterly, jako ekspert Banku Światowego ma chyba najwięcej do powiedzenia w tej dziedzinie. Niestety, często i on okazuje się być bezsilny, gdy oddziaływanie pseudonauki łączy się z korupcją. Wskazuje on na wzorcowe przykłady takiego pseudonaukowego draństwa, są to różne ideologie przenikające do systemów państwowych. W ekonomii jedną z najgroźniejszych jest ideologia rozwoju, dewelopmentalizm. Ojcem chrzestnym tej ideologii jest Jeffrey Sachs chętnie promujący swoją pseudonaukę przy pomocy przeróżnych celebrities, ostatnio jest to artysta o nicku Bono. (Wiliam Easterly pojawia się niekiedy na witrynie CATO Institute (USA), do której link jest obok, wśród „polecanych stron”).
W najnowszym 32/33 numerze Wprost jest tekst laureata Nagrody Nobla z ekonomii Gary S. Beckera (Hoover Institution of Stanford) o podobnej wymowie. Pisze o „Globalnych Hipokrytach”, którzy wykombinowali genialny przekręt na ładnych paręset miliardów dolarów rocznie, kosztem najbardziej potrzebujących krajów rozwijających się. Polska jest naturalną ofiarą tego złodziejskiego numeru, a ilość pieniędzy starcza na swobodne korumpowanie elit światowej polityki i pseudonauki.
Ok. 2500 uczonych Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC) napisało na oczywiste zamówienie polityczne raport o globalnym ociepleniu, który jest biblią wszystkich światowych oszołomów politycznych, a w tym samym czasie 4.000 innych uczonych podpisało apel z Heidelbergu sprzeciwiający się tezie o związku działalności człowieka z globalnym ociepleniem klimatu. Gary S. Becker mówi jasno: wydawanie pieniędzy na walkę z globalnym ociepleniem nie ma sensu. Mówi: Hipokryci z Kioto, Fałszywy alarm. I co?
Tajemnicą sukcesu tej zabójczej ideologii jest cywilizacyjna nieumiejętność korzystania z dorobku współczesnej nauki. Wspaniale otwiera bramy międzynarodowym aferzystom, przysysającym się do tłustych budżetów. Piszą bzdury jak ten Żurawski, czy tam Żórkowski i kasują piękne honoraria, piszą po gazetach, występują w TVN24, a bzdury pozostają bzdurami.
Sporo tu zależy od sprawności umysłowej i kwalifikacji dziennikarzy, którzy albo pozostają naiwni jak dzieci i kupują wszystkie najgłupsze nawet dyrdymały z zachwytem, albo starczy im kompetencji, uczciwości i odwagi cywilej, aby demaskować jawne „globalne oszustwa”. Co tu ukrywać, korupcja jak na razie zwycięża. Tragikomiczne w tym jest jeszcze to, że na tym globalnym ociepleniu jest do "wyrwania" całkiem sporo prawdziwych pieniędzy bez szkód, a nawet z pożytkiem dla społeczności światowej. Ale to przerasta wyobraźnię drobnych złodziejaszków, którzy jak turkucie podjadki, żrą i już. Nie myślą, nie zastanawiają się, nie mają pojęcia co i za ile niszczą.
Wracając do naszego Żuradzkiego, jest on typowym małym człowieczkiem układającym sobie drogę do kariery na opowiadaniu bzdur w kolejnej świątyni egzotycznej pseudonauki „bioetyka” Petera Singera. Polskim dramatem tej nienajsympatyczniejszej zabawy jest, jak zwykle w takich przypadkach, oszołomstwo starszych pań, które nieoczekiwanie stały się autorytetami polskich nauk społecznych. Gorzej jeszcze.
Nieludzki, jawnie nieludzki, dosłowny antyhumanizm największego światowego oszołoma Petera Singera, jeszcze podnieca zapał uczonych pań. Jest w tym przypadkowy, albo nieprzypadkowy zbieg okoliczności. Pisałem już o tym kilka razy.
Polski patriotyzm stał się samodzielnym celem dla całkiem niemałej grupy tzw trockistowskiej opozycji antykomunistycznej. Grupa ta prawdopodobnie kupiła by każdą teorię para- pseudo- lub lumpen- naukową, byle była przeciw Polsce, antypatriotyczna. Atak propagandowy na polski patriotyzm zaczął Jan Józef Lipski swoim słynnym wystąpieniem: „Dwie Ojczyzny, dwa patriotyzmy…”. Już w tej książeczce był solidny grunt, do dzisiejszych wyczynów niejednego intelektualnego szarlatana…
Ten ostatni, niech mu będzie Żuracki, podobno nawet redaktora Lizuta ubawił do łez.
25.680
Komentarze