Na początek opowiem anegdotę. Kiedyś Ciocia z zagranicy zapytała po co wożę ze sobą prawo jazdy - niszczy się przecież, można zgubić. Ona nigdy tego nie robi. Porozmawialiśmy trochę.
Otóż w tam, gdzie mieszka, władza jest przekonana, że uprawnienie do prowadzenia pojazdów jest związane z osobą, nie z papierkiem. Przecież umiejętność kierowcy nie znika, gdy dokument upadnie na podłogę, albo zje go pies.
Proszę przyjrzeć się logice takiego rozumowania:
Administracja rządowa, zgodnie z obowiązującym tam prawem, w czasie egzaminu sprawdziła umiejętności konkretnej osoby i uznała, że może pozwolić tej osobie na kierowanie pojazdami mechanicznymi.
W przypadku spotkania z policjantem, ten pyta:
- Czy Pani ma prawo jazdy? – Tak, odpowiada Ciocia.
I tu, uwaga!
W jej kraju zamieszkania obowiązuje domniemanie uczciwości i prawdomówności obywateli. Gdy Ciocia odpowiedziała, że ma prawo do prowadzenia pojazdów, to policjant ma obowiązek jej uwierzyć. Ale istota rzeczy jest w tym, że policjant nie pytał o papierowy dokument, on pytał o abstrakcyjny fakt posiadania uprawnienia, które cioci przysługuje, jako skutek prawny zdanego niegdyś egzaminu. Papierek co najwyżej jest potwierdzeniem prawa, które jest jej osobistym uprawnieniem.
Policjant, ani też administracja rządowa tego kraju nie są naiwne, wiedzą doskonale, że czasem ludzie bywają nierzetelni, dlatego istnieją w tym kraju procedury i możliwości techniczne pozwalające na zweryfikowanie oświadczenia złożonego przez obywatela. Gdyby okazało się, że Ciocia zełgała, byłaby surowo ukarana. Ale sprawdzanie ciocinej prawdomówności - to państwowy problem. Ciocia ani nie musi udowadniać, ani dokumentować swojej prawdomówności. Wszystko.
W tej samej sytuacji polski Obywatel jest już przestępcą prowadzącym pojazd bez uprawnień, grozi mu poważna kara. Mało, że policjant ma obowiązek nie wierzyć człowiekowi, że taki dokument istnieje i leży na stole w kuchni. Samo "nie posiadanie dokumentu przy sobie" jest już przestępstwem, więcej, okazuje się, że polskie prawo mówi, iż obywatel bez dokumentu faktycznie i de iure nie ma uprawnienia do prowadzenia pojazdów, bo jest ono nieważne bez tego nieszczęsnego papierka. Przestępstwo już się stało. Biorąc pod uwagę, jak ciężkim przestępstwem jest prowadzenie pojazdu bez posiadanie uprawnień, w związku ze spowodowaniem zagrożenia bezpieczeństwa w komunikacji publicznej, kierowca, który w ostatniej chwili przed wyjściem zapomniał portfela na stole w kuchni, może być powleczony w kajdanach do aresztu, a Sąd może wydać postanowienie o zastosowaniu środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy[1]. Do tego jest konkretna podstawa prawna.
Jak się okazuje, polski obywatel nigdy w życiu nigdy nie miał i mieć nie będzie abstrakcyjnego uprawnienia do prowadzenia pojazdów samochodowych. Państwo Polskie nie odważy się zaufać Polakowi nawet na tyle, by pozwolić mu na prowadzenie auta. To uprawnienie może mieć tylko i wyłącznie państwowy świstek z hologramem w portfeliku na tyłku kierowcy. Problem unijnej „Karty Praw” wygląda w tym kontekście na żałosną tragikomedię.
Domniemanie uczciwości obywateli spełnia podobną rolę w procedurach administracyjnych, jak domniemanie niewinności w procedurach karnych. To jest z pozoru proste i oczywiste.
Domniemanie uczciwości i niewinności ma niesamowite konsekwencje w budowaniu systemów prawa, systemów jego stosowania i w efekcie zasadniczo wpływa na jakość życia społeczności obywatelskiej. Jest jednym z najważniejszych czynników wpływających na nasze wrażenie, czy mamy do czynienia z państwem wrogim, albo państwem przyjaznym obywatelowi. Jest jednym z najważniejszych ośrodków kształtujących postawy etyczne i bezpośrednio wpływa na formowanie się systemów moralnych w społeczeństwie. Jeśli można trafić na trzy miesiące do aresztu, tylko z powodu zapomnienia portfela na stole w kuchni, to takie prawo oddziaływuje demoralizująco.
Takie prawo demoralizuje jak cholera![2]
Jak się okazuje ten skutek jest mocno uzależniony od poważnej refleksji na poziomie filozoficznych źródeł rozwiązań ustrojowych. Musimy zacząć myślenie od fundamentalnych wartości moralnych i etycznych, składających się na doktryny ustrojowe.
Projektowanie procedur reformy systemów ustrojowych musi być rozpoczęte w tym punkcie, w których te doktryny mają największy wpływ na mierzalne kategorie jakości życia obywateli.
Na tym przykładzie widać to jak pod mikroskopem. W tym kontekście widać jak żałosne jest propagandowe pieprzenie o „tanim państwie” i podobnych żałosnych hasełkach. Śmiech na sali.
_______________________________________________________________________________________________ Przypisy:
[1] Tomasz Szymborski napisał tekst: „3,5 roku w areszcie za lojalność wobec Leppera” o człowieku, który przesiedział stanowczo za długo. Mowa o Andrzeju Dolniaku adwokacie i byłym doradcy Andrzeja Leppera. Jego pobyt w więzieniu już dawno stracił jakiś sens polityczny, o ile kiedykolwiek taki sens w tej sprawie był. Istotne jest to, że obrazuje to, jak nieludzkie w skutkach może być niechlujstwo w pracy prokuratury. Zjawisko łańcucha niskich wymagań przypomniałem w komentarzu do tekstu pana Tomasza Szymborskiego, zaraz skopiuję to niżej. Korzenie tego zjawiska są bardzo podobne do drastycznej penalizacji roztargnienia kierowców, nonsensownie przedłużających się aresztowań i niskiej jakości pracy prokuratury.
http://tosz.salon24.pl/77789,index.html
[2] Takie prawo jest demoralizuje jak cholera i to obu stronach bariery pomiędzy obywatelem a Państwem. Funkcjonariusze Policji zwykle wiedzą doskonale, że ludziom zdarza się roztargnienie i w setkach przypadkach spontanicznie starają się jakoś pomóc kierowcom. Dają czas, proszę skoczyć do domu, przywieźć dokument, może telefon do domu. Przyzwoity człowiek, funkcjonariusz POLICJI, wręcz czuje moralny obowiązek przymknięcia oka. Komenda Główna Policji jest przeciwna takiemu przymykaniu oka, zupełnie słusznie dowodząc, że choć dura lex, sed lex nie oznacza, że "durne prawo, ale przwo" ale przymykanie oka jest jednak łamaniem prawa. Tak czy inaczej, sytuacja, w której stosowanie prawa naraża funkcjonariuszy państwowych na konflikt z sumieniem, a działanie przyzwoite jest łamaniem prawa, jest demoralizująca. Z drugiej strony jest człowiek, który z zupełnie idiotycznego powodu, najczęściej bez śladu złej woli, wtłaczany jest przez prawo w paskudne kłopoty, surowe kary, właściwie bez szans na sprawiedliwe rozwiązanie. To jest równie demoralizujące. Pojawia się syndrom zaszczucia przez bezdusznie działający system wrogiego państwa.
[3] http://www.dziennik.pl/opinie/article185775/Tak_manipuluje_sie_polska_polityka.html
http://www.tinyurl.pl?D6joBqDP Wywiad z Erykiem Mistyfikiewiczem (Od mistyfikacji)
[4] Lech Wałęsa - czyj wróg, czyj kumpel, czyj prezydent?
http://www.toyah.salon24.pl/77792,index.html
[5] http://www.polityka.pl/z-grubsza-normalny-kraj/Lead33,933,257329,18/
Wywiad z Tadeuszem Mazowieckim. Dwa obce wywiady z panami E&T. M.
[6] Historycy na Froncie (Igor Janke) http://www.rp.pl/artykul/144863.html
_______________________________________________________________________________________________ 198.600
Komentarze