FATALNA FIKCJA podprogowych kredytów stała się jedną z bezpośrednich przyczyn kłopotów amerykańskiego systemu finansowego. Równie FATALNA jest FIKCJA ręcznego sterowania przez państwowe CENTRUM EKONOMICZNE. Zabezpieczona przez PAŃSTWO nieodpowiedzialność kredytowa banków doprowadziła dziesięć lat temu do zapaści japońską gospodarkę. Dzisiaj skutki amerykańskiej fikcji mają być leczone wiarą w skuteczność japońskiej fikcji pana Henry Paulsona[2]. Kryzys kapitalizmu także jest fikcją. „Kapitalizm został śmiertelnie zakażony etatyzmem i oligarchią, a obecne kroki władz zmieniają go w czysty socjalizm finansowy. Od tego już tylko krok do pełnego socjalizmu” Cytat z „Anatomii kryzysu" Mateusza Machaja, dostępny do czytania tutaj, na stronie Instytutu Misesa.
Wykres z "Blogu kryzysowego" http://kryzys.mises.pl
Instytutu Misesa www.mises.pl
Indeks giełdowy trzymał się poziomu do chwili, w której Henry Paulson przepchnął swój plan. To widać. Cały przytomny świat kompetentnych ekonomistów dostrzegł, że zastosowano jako środek zaradczy jedno z działań, które było przyczyną załamania instytucji finansowych. Fikcja leczona fikcją.
Budowanie przyszłości na fikcji prowadzi do katastrofy. Ale jest druga strona tego medalu. Każdy, nawet najprawdziwszy obraz rzeczywistości, najtrafniejsza diagnoza, jest nie gorsza od fikcji, gdy staje się jedynym wariantem i uniwersalnym kryterium wyboru. Najmądrzejsze teorie przeistaczają się wtedy w „obrzydliwą jednostronność”, obracającą każdą racjonalność w obłęd FATALNEJ FIKCJI.
Jest to jej szczególna postać i jedna z najważniejszych sił niszczących dzisiaj naszą cywilizację.
„Fatalna fikcja, rozpanoszona u nas, przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu.
Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością.
Ponieważ niepopularnem było w tej chwili wskazywanie na sowiecką dwulicowość, tedy nikt nie chciał jej widzieć...”
Zwykła mądrość ludowa, w przysłowiach i bajkach opowiada o zmaganiu się wielu sił, zdarzenia rzeczywistego świata są wypadkową wielu różnych oddziaływań. Nic nie dzieje się z jednej przyczyny, a każde zjawisko fizyczne, czy społeczne jest złożonym skutkiem splotu bardzo różnych przyczyn.
Nigdy nie można o tym zapominać, budując program pozytywny.
Powiedzmy to sobie od razu:Treść polskiej polityki, polska racja stanu,
gdy zabieramy się za jej sformułowanie,
musi być doskonała.To nie jest paradoks ani nadmierne wymaganie, zdaniem tym próbuję przekazać coś bardzo ważnego.
Po pierwsze, treść polityki jest wbrew wszystkiemu bardzo odpowiedzialnym zadaniem.
A po drugie, próbuję odejść od bardzo kłopotliwego schematyzmu, który utrudnia i paskudzi możliwość dogadywania się w ważnych dla naszej przyszłości sprawach.Nie jest to tylko polski problem, wydaje się, że jest to już poważny kłopot całej cywilizacji białego człowieka. Możliwe, że polską misją w XXI wieku jest poradzenie sobie z tym kłopotem. Sięgnięcie do starannie dobranych elementów polskiej tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów ma szansę stać się osnową takiego programu.
O co więc chodzi z tą fikcją, schematyzmem, na czym polega ten cywilizacyjny problem obrzydliwej jednostronności albo abstrakcji izolującej? [3]
Problem ten występuje tak nagminnie, jest tak dramatycznie agresywny, iż może być skutkiem albo
błędu w wykształceniu – ludzie nie widzą kłopotu, bo o nim nie wiedzą albo nie doceniają, bo nie rozumieją problemu. Albo
cynicznego działania w złej wierze – oligarchie rozmaitych typów celowo robią różne rzeczy, bo to się im opłaca. Aby te rzeczy przeprowadzić, bezczelnie kłamią, robiąc politykę.
By uchwycić jądro problemu podam parę przykładów, by wyprowadzić z nich konstruktywne rozwiązanie.
Przykład 1.
Fikcja wprost: Urojony świat krwawej rewolucji „Solidarności” - znakomity tekst leszka.sopot opowiada o bezczelnym kłamstwie, wyprodukowanym przez komunistycznych organizatorów stanu wojennego w 1981 roku. Stworzono zupełnie fikcyjną rzeczywistość zagrożenia bezpieczeństwa publicznego rzekomą rewolucją, szykowaną przez Solidarność. Straszenie publiczności wymyśloną brednią jest klasycznych chwytem propagandy, znanym od tysięcy lat. Nic dziwnego, ani szokującego. Dramat zaczyna się w momencie, w którym taka fikcja wprost, bezczelnie kłamliwa jazda, staje się fundamentem polityki realnej, wokół której zawiązuje się wręcz unia polityki realnej.
Unia wszelkich propagandystów, speców od marketingu i make up politycznego, dziennikarzy, uczonych politologów i zwykłych szarlatanów z profesorskimi tytułami różnych specjalności, unia pompująca bzdurę w politykę i polityków. Można podać całą długą listę takich fikcji [4], które są składem kamieni węgielnych politycznej poprawności, używanych z całą powagą we wszelkich debatach, zwanych niekiedy dyskursem politycznym. Fikcje stające się doktrynami prawdziwej polityki. To jest prawdziwa zmora XXI wieku.
Przykład 2.
Fikcja dylematu polskiej polityki zagranicznej, polegająca na próbie wybrania światowej potęgi, do której powinna się podczepić Polska. Poszukiwacze holownika polskiej polityki powołują się na klasyczny dylemat polskiej geopolityki przełomu XIX i XX wieku: - Rosja czy Niemcy? Dylemat ten ma parę wariantów w rodzaju: - USA czy Europa? albo – Niemcy czy Francja?
Powoływanie się na spór Dmowskiego z Piłsudskim jest podwójnie fałszywą fikcją i nędznym usprawiedliwieniem słabości polskiej geopolityki u progu XXI wieku. Argumentem wskazującym na absurdalność tej szkoły myśli pseudogeopolitycznej jest wskazanie na inne kraje i podmioty, które są ważne dla polskiego interesu i których w programowaniu polskiej polityki pominąć nie można:
Afganistan, Argentyna, Australia, Azerbejdżan, Austria, Belgia, Bułgaria, Brazylia, Chiny, Czechy, Dania, Estonia, Francja, Grecja, Gruzja, Hiszpania, Holandia, Indie, Irlandia, Izrael, Japonia, Kanada, Kazachstan, Korea Południowa, Litwa, Luksemburg, Łotwa, Malta, Niemcy, Norwegia, ONZ, Pakistan, Portugalia, Rosja, Rumunia, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Turcja, Ukraina, UE, USA, Wielka Brytania, Włochy, Węgry,...
Podwójnie fałszywa fikcja?
- Zdecydowanie tak, nawet potrójna.
Po pierwsze, polega ona na prymitywnym przeniesieniu „izolowanego abstraktu” geopolityki z przed ponad stu lat, w zupełnie inny czas, w inną, bardzo powierzchownie podobną, ale jednak diametralnie inną sytuację geopolityczną. Sprowadzenie polskiej geopolityki początków dwudziestego wieku do dylematu Rosja albo Niemcy, jest w tym kontekście świadectwem wulgarnie trywialnego niezrozumienia tamtej geopolityki, sprowadzeniem jej do żałosnej karykatury, zawartej w tym beznadziejnym pytaniu.
Po drugie, polega na trywialnym przypisaniu obu stronom tego konfliktu fikcyjnych poglądów, które wtedy nie istniały. Ani Dmowskiemu, ani Piłsudskiemu, ani żadnemu z wielkich ówczesnych twórców geopolityki polskiej nie chodziło o to, której z sąsiadujących z Polską potęg Polska powinna się podporządkować, aby przetrwać.
Nie tak.
Oba stronnictwa starały się przecież o polską niepodległość, a nie o nowe podporządkowanie. Chodziło o to, który z sąsiadów da się zgrabniej wykorzystać w tamtejszej grze. Wykorzystać w polskim celu. Odwrotnie do dzisiejszego myślenia wspólnotowego i biernej postpolityki. I Dmowski i Piłsudski doskonale przecież wiedzieli, że Polska wybijając się na niepodległość, cynicznie wykorzystała moment słabości obu rzekomych potęg, które zostały w chwili swojego największego osłabienia, pokonane polskim zdecydowanym i konsekwentnym działaniem, wszędzie tam, gdzie tylko było można. Oba stronnictwa odpowiadały na pytanie jak wygrać w tej grze o polską rację stanu, oba szukały drogi do zwycięstwa, oba poszukiwały drogi do możliwie najsilniejszej polskiej gry, na międzynarodowej arenie.
Po trzecie, polega na tym, że wtedy polska polityka miała jeden cel - polski interes narodowy. To nie było przedmiotem sporu.
Działo się to zarówno w wielkiej dyplomacji znakomicie realizowanej przez wielkich Polaków za granicą, z Paderewskim na czele, jak i w systematycznej pracy organicznej, w konsekwentnym zlepianiu Polski ze zgliszcz, z tysięcy drobnych kroków na polach bitew i organizowaniu elementów struktur administracji, wojska i gospodarki. Obaj, Dmowski i jego antagoniści doskonale znali i świetnie rozumieli „co jest grane” w wielkiej polityce. I obaj świetnie umieli swoją wiedzę wykorzystać – dla polskiego interesu narodowego. Przypisywanie jednemu albo drugiemu chęci biernego podczepienia się pod kogokolwiek, jest fikcją. A dorabianie wariantom polityki tworzonej w polskim interesie narodowym gęby czegoś takiego narodowego, co daje się porównać z hitlerowskim nazizmem jest po prostu fałszem. Fakt, przez cały świat przetoczył się miazmat zapatrzenia i podziwu do faszystowskiego kultu siły i przemocy. To było i działo się od Nowego Jorku, Londynu, przez Paryż i Warszawę, aż do Moskwy. Wiek dwudziesty był stuleciem totalitaryzmów. Ale plątanie tego z polską geopolityką początku dwudziestego wieku jest błędem i fikcją zupełnie podobną do kłamstwa. Wtedy przecież jeszcze ani hitleryzmu, ani stalinizmu nie było. Niemcy były słabe i rozdarte po pierwszej wojnie światowej. A Rosji wydawało się, że wraca do swojej dawnej siły pod władzą nowego bolszewickiego samodzierżawia.
A najciekawsze jest to, że to nie były, jak niektórzy sądzą, dwa stronnictwa. Było ich więcej. Polska geopolityka miała wtedy wielu znakomitych twórców, oryginalnych, odważnych i twórczych. Polska wybiła się wtedy na niepodległość także i dlatego, że jej geopolityczne wizje były ambitne i wspaniałe. [5]
Przykład 3.
Fikcje i antyfikcje monomanii. Polegają na fałszywym dążeniu do wytłumaczenia wszystkiego jedną teorią, jednym wzorem myślenia, bałwochwalczym poddaniem się wierze w panaceum jednego pomysłu na rzeczywistość. Ten gatunek fikcji ma swoją drugą stronę medalu, polegającą na wkręcaniu przeciwnikom takiego właśnie prymitywizmu, w celu ich skompromitowania. Takie metody obezwładnienia stosuje się także do wyłączenia z publicznej dyskusji poglądów, obnażających niewygodne dla panującego establishmentu prawdy. Stary trick wszędzie obecnej totalitarnej propagandy. Gdy dyskutować trudno, dorabia się niewygodnym teoriom gębę oszołomstwa, dokleja oszczerczą etykietę monomanii. Popadanie w monomanię ogranicza dostęp do prawdy, ale i oskarżenie o monomanię chroni przed prawdą.
W tym przypadku punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Fikcja monomanii teorii Feliksa Konecznego.
Najlepszą i najzwięźlejszą recenzję teorii Feliksa Konecznego podał kiedyś Eine w komentarzu do tekstu „Przeciw „duchowi czasu”:
- „…Jednak zestawianie Konecznego z Huntingtonem [jest] ryzykowne: jeden historyk, drugi politolog. To nie te same gatunki twórczości. Koneczny w encyklopedii Britanica ma 12 stronicowy tekst, Huntington - 3 stroniczki. To o czymś mówi. Polacy nie wiedzą kim był Koneczny, a [jeśli] to katolik i antysemita - i [już] po nim. Toynbee pisał, że bez Konecznego niewiele by zdziałał w swej 12 tomowej historii cywilizacji, a Toynbee to najwybitniejszy historiozof anglosaski i nie tylko anglosaski. Konecznego wymazali komuniści, bo on się z nimi nie certolił, uważał ich za najwiekszych gangsterów w historii ludzkości. 2008-07-26 22:29 Eine [autodafe.salon24.pl]
Widać wyraźnie. Eine odcina się od bałwochwalczego traktowania tej teorii, jasno określa jej zakres i zarazem pokazuje jej osiągnięcie. Wyjaśnia dlaczego komuniści tak bardzo nienawidzą jego dzieło i chcieliby zetrzeć w pył jego wnioski. To także wyjaśnia dlaczego bałwochwalczo czczony przez koncesjonowaną opozycję Bronisław Geremek, z taką zajadłą nienawiścią rzucił się kiedyś do walki przeciwko próbie opublikowania w Parlamencie Europejskim skrótu z niektórych wniosków Feliksa Konecznego. Pojęcie cywilizacji turańskiej pokazuje zbyt wiele prawdy o komunizmie, niebezpiecznie dotyka diagnozą europejskiej współczesności XXI wieku. Wyjaśnia dlaczego Niemcy tak kochają Rosjan, skąd to „Fatalne zauroczenie”, o którym pisze Zdzisław Krasnodębski we „Wprost”nr 41 (1346) str 108 z 12 października 2008 r.
Oczywiste jest, że teoria Feliksa Konecznego nie może być traktowana jako recepta na wszystko, nie jest cudownym panaceum na wszystkie choroby. Tę wszechmogącą funkcję zarezerwował dla siebie marksizm, razem ze wszystkimi lewicowymi utopiami. Teoria cywilizacji profesora Konecznego jest do dzisiaj sprawnym narzędziem analizy historiozoficznej, jest warta włączenia do wspólczesnego warsztatu ludzi chcących zrozumieć rzeczywistość. Jest to narzędzie warte doskonalenia. Narzędzia bywają lepsze, albo gorsze. To jest dobre.
Ale żadne, nawet najdoskonalsze narzędzie nie jest wszechmocne i nie nadaje się do każdej pracy. Młotek nadaje się do tłuczenia szkła, jest nieprzydatny do jego cięcia. Ale co szkodzi propagandowym specjalistom od marketingu politycznego doczepiać do tej teorii etykietek „antykomunistycznej monomanii”, oszołomstwa albo „konecznego bałwochwalstwa”. Wszystkie pomysły dobre, aby udupić narzędzie odsłaniające zbyt wiele prawdy.
Jeśli więc czytam taką opinię:
„Nie jest od tego częściowo wolny i W. Bukowski [...]. Golicyna i Bukowskiego superteoria "moskiewskiej strategii", to trochę jak totalne wyjaśnianie Europy przez teorię Konecznego - który w swoim zegarmistrzowskim "deduktywizmie" popełnił podstawowy błąd wyjściowy nieuwzględnienienia biologicznych podstaw kultur. Kulturowy marksizm jest w moim doświadczeniu Zachodu - a spędziłem ostatnich 27 lat w centrach Zachodu - lepszym wyjaśnieniem tego, co się dzieje od gdzieś pół wieku z Zachodem.”
Zgadzam się z autorem tej wypowiedzi. Ograniczenie wiedzy o rzeczywistości do teorii „Golicyna-Bukowskiego” albo „Konecznego”, a pomijanie wpływu kulturowego marksizmu albo oddziaływania Szkoły frankfurckiej jest grubym błędem. Ale wykluczenie którejkolwiek z tych teorii, z powodu ich niedoskonałości jest jeszcze grubszym błędem. Nieuwzględnienie czegokolwiek może być w każdej sekundzie uzupełnione uwzględnieniem. Zrezygnowanie z dobrego narzędzia z powodu jego niedoskonałości jest głupotą. Nie ma narzędzi doskonałych.
PODSUMOWANIE:
Do dobrej pracy nad treścią polskiej polityki potrzebny jest warsztat pełen sprzętu, cała paleta narzędzi pracy intelektualnej, otwarta na każdy wariant i każdą możliwość. To jest także ścieżka do porozumienia różnych izolujących się politycznych klubów politycznych prawicy, każdy z jednym ideologicznym narzędziem w rękach.
To nie jest relatywizm. To jest otwarcie na każdą możliwość podjęcia ryzyka gry o polską przyszłość, przy założeniu prostego warunku. Odrzucamy ścieżki, na których warunkiem wstępnym jest rezygnacja z ograniczeń etycznych.
To jest już domena totalitaryzmu i najnowszej ideologii wojującego bolszewizmu.
Tą ideologią jest postpolityka, doktryna praktyki politycznej Platformy Obywatelskiej, której liberalizm polega na odrzuceniu wszelkich zasad i reguł etyki i moralności.
Na postpolitykę jest tylko jedna odpowiedź:
“You can fool some of the people all of the time, and all of the people some of the time, but you can not fool all of the people all of the time"
Abraham Lincoln.
_____________________________________________________________________________________________
Przypisy:
[1] Fatalna fikcja – nawiązanie do tytułu książki: Dariusz Rohnka „FATALNA FIKCJA – nowe oblicze bolszewizmu – Stary wzór” - WYDAWNICTWO PODZIEMNE.
[2] Henry Paulson – dotychczasowa kariera amerykańskiego sekretarza skarbu uzasadnia przypuszczenie o konflikcie interesów w jakim się znalazł w tej konkretnej sytuacji. Jeszcze niedawno był prezesem banku Goldman Sachs.
[3] Abstrakcja – czynność intelektualna polegająca na wyodrębnieniu w danym przedmiocie albo zjawisku, czy w zespole przedmiotów albo zjawisk cech dla nich charakterystycznych albo istotnych ze względu na założony cel badania, przy pominięciu cech nieistotnych – abstrahowanych. Rodzaje abstrakcji:
- Abstrakcja generalizująca, polegająca na wyodrębnieniu elementów ogólnych a pomijaniu jednostkowych,
- Abstrakcja izolująca, polegająca na wyodrębnieniu podstruktur,
- Abstrakcja idealizująca, polegająca na wprowadzaniu uproszczeń.
[4]
[5] Antoni Dudek we „Wprost” nr 17 z 30 kwietnia 2006 roku napisał recenzję zatytułowaną „Geopolityczna dwunastka” o książce Piotra Eberhardta „Twórcy polskiej geopolityki”. Antoni Dudek pisze:
„We współczesnej Polsce debata na tematy geopolityczne w praktyce nie istnieje (…) Trudno tego nie uznać za jeszcze jeden przykład kryzysu polskiej myśli politycznej. O jego głębokości można się przekonać, czytając książkę prof. Piotra Eberhardta poświęconą dwunastu twórcom polskiej geopolityki. Już sam ich dobór ze znacznie dłuższej liczby kandydatów wskazuje, że w końcu XIX wieku i w pierwszej połowie XX wieku polska geopolityka przeżywała okres rozkwitu. Na liście Eberhardta znaleźli się zarówno znani politycy, m.in. Roman Dmowski, publicyści (Juliusz Mieroszewski), jak i naukowcy (Eugeniusz Romer), ale najciekawsze szkice dotyczą postaci już dzisiaj nieomal kompletnie zapomnianych. Podstawowy dylemat polskich geopolityków najlepiej oddają tytuły dwóch książek:
Głośnej rozprawy Dmowskiego „Niemcy, Rosja i kwestia polska” oraz nawiązującej do niej pracy Adolfa Bocheńskiego „Między Rosją a Niemcami”. Na pytanie jak Polacy mają sobie ułożyć relacje z dwoma, równie wielkimi, co ekspansywnymi sąsiadami, bohaterowie książki udzielali bardzo różnych odpowiedzi. (…) Największą przenikliwością okazał się Włodzimierz Bączkowski (…)” Więcej tutaj.
_____________________________________________________________________________________________ 250.000 poprzedni tekst obejrzał jubileuszowy, ćwierćmilionowy gość. Dziękuję.
Komentarze