Pisałem w poprzednich tekstach o wyzwaniach cywilizacji XXI wieku. Jest to zbyt górnolotna wypowiedź. Rzeczywiste problemy zawsze były bardzo skomplikowane i zawsze do ich faktycznego zrozumienia i rozwiązania potrzebne było wykorzystanie najbardziej subtelnych narzędzi ludzkiego umysłu.
Mówiąc zawsze, mam na myśli bardzo konkretne podejście do pojęcia kategorii jakości problemu i stosownych do tego problemu narzędzi pracy umysłowej.
Otóż nie jest ważne, czy z problemem boryka się Leonardo da Vinci, Wojciech Sadurski czy Hotentot, Buszmen, człowiek pierwotny, albo współczesny.
Jest w tym pierwszy ważny mit do natychmiastowego obalenia.
Mit wykształciucha.
Zastanawiałem się jak przekazać to, co mam na myśli. Przypomniała mi się bardzo stara dyskusja pomiędzy abolicjonistami, a zwolennikami niewolnictwa. Dyskutanci uznawali się za ludzi cywilizowanych, bo mieli dyplomy uniwersyteckie i potrafili strzelać z karabinu. Uważali murzynów albo innych „dzikich ludzi” za prymitywnych, bo ci, podobno prymitywni ludzie nie potrafili korzystać z encyklopedii brytyjskiej. Zupełnie podobnie dzisiaj PO albo LiD, czyli razem Bolid wypowiadają się o polskiej tradycji narodowej, polskim patriotyźmie, czy polskim katolicyźmie. Z lekceważeniem, albo nawet z pogardą. To właśnie oni wypowiadając się z pogardą o mohairowych beretach, wieszają na ulicach wielkie plakaty z napisem "pogarda". Otóż uważam, że jakość problemów rozwiązywanych przez „dzikich ludzi”, żyjących w dżungli nie różni się od jakości zadań rozwiązywanych przez absolwentów bardzo cywilizowanych uczelni europejskich, albo amerykańskich. Zadania te mają podobny stopień złożoności, są równie skomplikowane, potrzebują tak samo subtelnych narzędzi, a błąd w rozwiązaniu obciążony jest równie poważnym ryzykiem.
Wiedza, konieczna do przeżycia w buszu jest podobnych rozmiarów i wymaga podobnej sprawności w jej stosowaniu. Jedyna różnica polega na tym, że jest to inny zasób wiedzy, a problemy dostarczane są przez inną rzeczywistość.
Proponuję ruszyć trochę wyobraźnią, przypomnieć sobie pracę polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego, albo posłuchać reportaży Wojciecha Cejrowskigo. Proszę wyobrazić sobie jak wielka wiedza o mądrości przyrody jest potrzebna do przetrwania w amazońskiej dżungli, jakie bardzo złożone umiejętności i procedury są konieczne do jej opanowania, jak trudne zadania stawia tamtejsza przyroda każdemu człowiekowi, jakim ogromnym ryzykiem i odpowiedzialnością obciąża każdy błąd w rozwiązywaniu tych zadań. Wojciech Cejrowski radzi; jeśli Europejczyk albo Amerykanin chce w takich warunkach przeżyć, musi korzystać z pomocy Indianina. Bo najbardziej cywilizowany i wykształcony Europejczyk, albo Amerykanin jest w dżungli „dzikim człowiekiem”, który nic nie potrafi, bo nic nie rozumie.
Jego konkretna wiedza jest bezużyteczna, wyuczone procedury i zachowania są do kitu i stale grożą śmiercią.
Jest to absolutnie niezbędna lekcja pokory, którą musi przejść każdy człowiek, aby obalić w sobie syndrom wykształciucha. Syndrom polegający na przekonaniu, że to co „Ja” wiem i umiem, cała moja wiedza i dyplomy upoważniają mnie do pogardzania innymi ludźmi, ich wiedzą, kulturą, religią i obyczajami. To przekonanie o oczywistości tej pogardy jest patologią, znaną od 6 maja 2007 roku pod naukową nazwą florenckiej choroby[1] i jest typową przypadłością Bolidu[2].
Wyzwania cywilizacji XXI wieku są niewątpliwie różne, całkowicie inne od tych wszystkich elementów, które mieszczą się w tradycyjnym wykształceniu, wychowaniu i wiedzy, które składają się na wzór człowieka cywilizowanego w rozumieniu aktualnych elit. W tym sensie mogę spokojnie powtórzyć moją poprzednią uwagę, leciutko ją tylko modyfikując:
Konkretna wiedza większości współczesnych elit jest bezużyteczna, wyuczone procedury i zachowania są do kitu i stale grożą zagładą społecznościom, w których te elity mają realny wpływ na ich życie.
Dzieje się tak, ponieważ bardzo często cywilizowany i tradycyjnie wykształcony w XX wieku Europejczyk, albo Amerykanin jest w cywilizacji XXI wieku „dzikim człowiekiem”, który nic nie potrafi, bo nic nie rozumie. Zjawisko to szczególnie dotyczy elit humanistycznych współczesnego świata, które zaczynają być groźnie dla jego przyszłości.
W komentarzu do artykułu Gra o sumie zerowej? napisałem coś takiego:
Zastosowane wyżej kryterium klasyfikacji zmian w historii ujawnia zasadniczą różnicę podejścia pomiędzy tradycyjnym, a współczesnym wolnorynkowym podejściem do rozwiązywania problemów, w tej samej sytuacji:
Podejście wolnorynkowe jest takie: - Gdy pojawi się problem, natychmiast zabieramy się do jego rozwiązywania, poszukujemy MOŻLIWOŚCI zaspokojenia pojawiających cię potrzeb. Wolny rynek jest odpowiednim środowiskiem cywilizacyjnym do takiego działania.
Podejście tradycyjne jest przeciwne: - Gdy pojawi się problem, natychmiast przystępujemy do zorganizowania sprawiedliwego podziału tego co jest. Organizację tego zadania powierzamy państwu. I idziemy się byczyć na trawniku. Skutkiem i przejawem takiego zachowania jest ZANIECHANIE zamiast poszukiwania MOŻLIWOŚCI rozwiązania problemu.
Klasycznym przykładem takiego zachowania jest podejście do problemu globalneg ocieplenia, które szuka rozwiązania na drodze ZANIECHANIA produkcji dwutlenku węgla, co w gruncie rzeczy staje się narzędziem do szantażu politycznego, i jest kontynuacją totalitarnych tradycji lewicowych pomysłów ustrojowych, tak charakterystycznych dla XX wieku.
"Wszelkie odmiany kolektywizmu (totalitaryzmu) mają swoje źródło, (…) w intelektualnym błędzie: niezrozumieniu złożoności życia i gospodarki i w towarzyszącym mu próbom narzucania projektów zorganizowania społeczeństw według planu, który jest prymitywny i oparty na fałszywych przesłankach. Atrakcyjność ideologii kolektywistycznych ma swoje źródło w racjonalistycznej pysze intelektualistów i przedstawicieli mediów, „pośredników w handlu ideami z drugiej ręki”, oraz w manipulacjach, który staje się orwellowską nowomowa, deformującą obraz rzeczywistości. [3]"
____________________________________________________________________________
Przypisy:
Skąd zaraza komunizmu po raz pierwszy zaatakowała Europę?
Skąd przyszła ta zaraza?
Z Florencji!
Nazwa florencka choroba ma więc swoje własne znaczenie. Tam wybuchła pandemia komuny, tam się rozpętało pandemonium, wyniszczające Europę, niczym dżuma. Tam jest źródło zarazy. Ale to jeszcze nie koniec.
Tam pisał i nauczał Nicolo Machiavelli, który napisał biblię tow. Geremka, słynną księgę władzy dworskiej "Książę". Był to średniowieczny wykład tego wszystkiego czego później dowiedział się Marks, Engels, Lenin, Stalin, Geremek i Sierakowski. I na tym poprzestali. Szkoła podstępnej, manipulującej absolutnej władzy. To tam jest jej siedlisko. We Florencji. To jest tradycja Uniwersytetów Florenckich.
I jeszcze dalej. Tradycja Florencji jest trwale naznaczona PYCHĄ Medyceuszów, ich pogardą do motłochu, gminu, tak charakterystyczną dla współczesnej inteligencji.
Czy starczy tego apelu?
Wymyśliłem jeszcze coś do przyprawienia całości, otóż florencka choroba ma polegać na głupocie i niedorzeczności posługiwania się anachronicznymi ideologiamido opisu rozsądnej rzeczywistości, zupełnie już innej, bardzo już zmienionej od czasu rozkwitu tej ideologi, kulawej już w dniu poczęcia. Kto na takie choróbsko choruje?
Ano, arogancki, pełen pychy, zadufany w sobie, niedokształciuch, który zamiast pouczać innych, powinien puknąć się w swój kapuściany łeb i popędzić do najbliższej szkoły powszechnej i zacząć swoją edukację od zera!
A dlaczego?
Bo on niedokształciuchem strasznym jest.
I basta.
[2]Bolid = obiekt kosmiczny, który wdzierając się w normalne życie zwykłych ludzi jest niebezpieczny jak nagła śmierć. Przenośnie: spontaniczna wspólnota tradycji, myśli i BOlesnej ideologii wykształciuchów z PO i LiD, którym wydaje się, że są właścicielami niewolników, zwanych pogardliwie mohairowymi beretami. Do utworzenia sugestywnego neologizmu PO + LiD = BOLiD zręcznie wykorzystujemy podobieństwo dźwięcznych i bezdźwięcznych spółgłosek B i P.
Bolid jest faktyczną koalicją wspólnoty myśli, ludzi i idei, która łączy Platformę Obywatelską (PO), całą Lewicę i Demokratów (LiD), bez konieczności zawierania żadnych traktatów koalicyjnych. Zwykła w tym środowisku, doskonale znana procedura "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!" całkowicie im wystarcza.
[3] Cały tekst objęty cudzysłowem, jest cytatem z okładki polskiego tłumaczenia znakomitej książki laureata nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 1974 roku. Autor tego tekstu nie jest znany, jest to być może wypowiedź redakcji wydawnictwa ARCANA wydającego tę znakomitą książkę, opatrzoną numerem ISBN 83- 89243-02-04
Dalsze przypisy:
[...] "Mądrość Putina" (FYM) "Najlepszemu przyjacielowi Prezydenta, suce Conny"
[...] "Czyżby Donald Tusk sięgnął w końcu po fachowców...?" (Foxx News)
[…] „Jak zwalić na PiS winę za PO-LiD?” (miras2.0)[...] "Bierzmy przykład ze Szwajcarów. ..." (maryla)[...] "Sobota przedwyborcza" (maryla)
[...] "Komisja ds banków..., Rosja kontratakuje." (maryla)
[...] "Biuro marketingu sieci 'Biedronka" w TVN 24" (Maryla)
[...] "Nowy impuls w sprawie gen. Papały?" (Maryla)
[...] "Młyny sprawiedliwości mielą bardzo powoli" (Maryla)
[...] "Smutek Żakowskiego" (Free Your Mind)[...] "Czytając Wildsteina" (Free Your Mind) [...] "Klin Nicponia" (Free Your Mind)
[...] "Debata Tusk - Kaczyński" (Free Your Mind)
[...] "Czy PO doradzają rosyjscy specjaliści od marketingu politycznego?" (F Y M)
[06] "Gra o sumie zerowej?" (michael)
[66] Metafory i znaki szczególne „układu” (michael)
[67] Rozważania o „układzie” (michael)
http://lista-obecnosci.blogspot.com/
http://coo.livenet.pl/
http://michael.salon24pl.biz/
____________________________________________________________________________
59.050
Komentarze